Opublikowano 6 Lipca 2021
Nasz ostatnia, lutowa, papierowa środa 🙂 Pogoda już iście wiosenna, aż chciałoby się wybrać na spacer. Dziś w ogniu pytań 😉 stanął Zbigniew Kowerczyk. Dziękujemy za poświecony czas i wyczerpujące odpowiedzi .
Z wykształcenia jest Pan technikiem-mechanikiem budowy i obsługi samolotów! „Bujanie w obłokach” nabiera wiec nowego znaczenia, zwłaszcza że jest Pan autorem już trzech książek dla młodzieży. Czy budowanie powieści jest równie skomplikowane, jak konstruowanie samolotów?
Tym mechanikiem jestem z jednego z wykształceń, dodajmy dla jasności. 🙂 Samolotu z bliska nie widziałem już wieki. Choć wciąż potrafię wyjaśnić, dlaczego latają, przygotowania któregoś do lotu już bym się nie podjął. No, chyba że trafiliby się piloci i pasażerowie kochający ekstremalne wyzwania. 🙂 Od lat jestem pedagogiem specjalnym i tu, mam nadzieję, radzę sobie całkiem przyzwoicie. Myślę, że budowanie powieści jest znacznie prostsze od konstruowania samolotu, ale stuprocentowej pewności nie mam. W życiu żadnego nie skonstruowałem i jestem pewny, że ten stan raczej już się utrzyma. Z powieściami jest inaczej — tu jeszcze coś pomyślę! Co do tego „bujania w obłokach”… Ja wiem?... W pierwszej powieści rzeczywiście — i może nieco odleciałem i na pewno pobujałem, ale w następnych był już czysty realizm i choć powstał w mojej głowie, trzymałem się w nim gruntu dość twardo. Tym bardziej, że nie wszystko wymyśliłem od zera. Parę rzeczy — dłuższych lub krótszych - „przepisałem” z pamięci. We wszystkich częściach serii. Przy kilku fragmentach mogę powiedzieć: „Tak było!”. Miejsce akcji za to istnieje jak najbardziej naprawdę i wygląda tak, jak je opisałem co do detalu. Choć oczywiście nie w każdy kąt zajrzałem.
„(...) to nie tylko spora dawka niezapomnianych emocji, ale też świetna przygoda, intryga i dystans. To opowieść nie tylko o młodzieży, dla młodzieży. To powieść dla rodziców, (...) Autor nie idealizuje ich rzeczywistości, nie steruje nimi, nie moralizuje. Pokazuje, że przyjaźń jest zawsze piękna i silna” – tak w swojej opinii pisze Agnieszka. Skąd pomysł na taką fabułę? Która wciąż się rozrasta i pojawił się już kolejny tom…
Gdyby nie to, że w odpowiedzi na pytanie, skąd u autora pomysły — żart „znikąd, czyli z głowy” jest już trochę wyświechtany, to tak bym odpowiedział. Rzeczywiście — siadam (bywa, że i się kładę) i wymyślam. Nawiasem mówiąc, to dla mnie najtrudniejszy etap twórczości. Moje powieści to cykl z tymi samymi (plus minus) bohaterami, ale każda część stanowi samodzielną całość. Sęk w tej całości. Tu muszę się trochę wytężyć. Kiedy jednak już wymyślę główny problem, postanowię jak zacząć i wykoncypuję, jak cała historia rozwiąże się i skończy — zaczynam pisać. Kiedy mam już te główne ramy, cała reszta — zwroty akcji, dodatkowe wątki, problemy, rozmaite fabularne „myki” - przychodzą mi już dość łatwo. Nie wiem, czy określenie „łatwo” jest trafne, bo kiedy jestem w trakcie powieści, mój umysł wpada w dziwny stan. „Tworzę” nie tylko przebierając palcami na klawiaturze, ale i jadąc autem, stojąc w kolejce do kasy w osiedlowym sklepie, wynosząc śmieci. Kilkakrotnie wstaję w nocy i zapisuję coś na niezliczonych karteluszkach „aby nie umknęło”. I tak przez kilka miesięcy. Kocham jednak ten czas, więc „łatwo”, to w sumie chyba dobre określenie. Tyle, że jak powiedziałem — zanim przyjdzie to „łatwo”, najpierw muszę wymyślić, nad czym konkretnie mam myśleć. To jest trudniejsze, ale... Jak się okazuje, wciąż do zrobienia.
Czy któryś z bohaterów Pana powieści, jest Panu szczególnie bliski i dlaczego?
Tak. Obaj Krzyśki - Kubik i Banaś. Obaj są bystrzy, pomysłowi, dowcipni, często złośliwi, ale porządni z nich ludzie. Obaj są do tego humorzaści, ale wszystkie wspólne cechy objawiają inaczej. Obaj są podobni, a jednak każdy zupełnie inny. Łączy ich prawdziwa przyjaźń, a to coś, co ma wielką wartość. Kubik jest nieco „elektryczny”, lubi marudzić, panikować, wszystko musi mu grać tu i teraz, bo inaczej nie uśnie. Niestety mam podobnie. Kubik też tworzy. W czwartej części (świat jeszcze jej nie widział :)) jest opis autora przy pracy. Mam nadzieję, że czytelnik będzie się uśmiechał nad jego niedolą. Zakpiłem z Kubika, ale niestety pisałem o sobie 🙂 Jeśli pewne zachowania twórcy przejaskrawiłem, to - zapewniam - niewiele. Poza tym lubię wszystkich swoich bohaterów. Niemal każdy z nich miał swój pierwowzór, ale tamte prawdziwe twarze przesunęły mi się w głowie gdzieś na odległy plan. Niemal na początku, gdzieś w połowie pierwszej książki. I choć od dawna swoich powieściowych postaci nie widzę już dokładnie, każdą… Nie wiem jak to trafnie oddać... Po prostu każdą bardzo mocno czuję. Poza tym lubię obserwować, jak się rozwijają. Ewoluują z tomu na tom. W „Zielonym słońcu” bohater był zbiorowy, potem zacząłem przesuwać uwagę na konkretne osoby. W „Dwóch brakujących słowach” pojawiła się Justyna i podkreśliłem Banasia, w „Odwecie” najważniejszy jest chyba Kubik, w kolejnym… I tak dalej 🙂 Im są starsi, tym fajniej się pisze. Mogę o nich mówić długo i z przyjemnością, więc tak! Chyba wszystkich ich lubię.
Jakie są Pana plany i marzenia na przyszłość? Nie tylko pisarskie oczywiście 🙂. Czy mamy spodziewać się kolejnego tomu powieści, a może jacyś zupełnie nowi bohaterowie?
Jako autor chciałbym, aby moje książki zyskały większą popularność. Tylko proszę mnie właściwie zrozumieć. Nie chodzi o mnie i o to, aby tłum wiwatował, kiedy będę szedł ulicą i, że marzy mi się kolekcjonowanie „Rubensów”, ale o to, że jak sądzę, te powieści na większą popularność zasługują. Kiedy zaczynałem pisać, byłem naiwnie przekonany, że oryginalność scenerii i bohaterów zwróci powszechną uwagę, ale tak się jednak nie stało. Wciąż mam pewność, że nie dlatego, że z moimi książkami coś jest nie tak, ale że po prostu do niewielu dotarły. Nieco mnie to — co tu gadać — frustruje. Tym bardziej, że prawdopodobnie jestem pierwszym autorem, który ukazał takich bohaterów w takim miejscu, a przede wszystkim w taki sposób. Poza tym, co do marzeń, szczerze mówiąc, nic szczególnego nie przychodzi mi do głowy. Może brzmi to niepokojąco, ale spokojnie! Jestem pogodnym, raczej optymistycznym i mam nadzieję dość normalnym facetem. Mimo pracy „w obłokach” moje pragnienia są jednak dość realistyczne. Ot, zwykłe sprawy. Pilnuję tego, bo kiedy się raz rozpędziłem, ujrzałem się grającego na gitarze w duecie z Frankiem Zappą. I po co mi to było? Pomijając wszystko inne, nawet nie umiem grać na gitarze. Pozostaje pisanie, więc może życzyłbym sobie, aby nie zabrakło mi pomysłów, czyli to, o czym wcześniej mówiłem, że jest najtrudniejsze - główny temat - przychodziło mi łatwiej albo co najmniej tak samo. Po każdej książce mam wrażenie, że już nic nowego nie wymyślę, ale wciąż jednak jakoś wymyślam. Niech więc tak zostanie. Takie mam marzenie. Poza tym same zwykłe sprawy. Aby choróbsko jakieś się nie przyplątało — mnie lub moim bliskim, a najlepiej nikomu — jak najmniej życiowych problemów, aby wszystko było, jak mawia mój pan Janek, tip - top. Resztę sam ogarnę. Nowego tomu powieści nie tyle można się spodziewać, ile nawet być go pewnym. Już napisałem i teraz jestem na etapie sprawdzania, czy dobrze. 🙂 Jest tam nowa postać — i to nawet chyba na pierwszym planie — ale oczywiście z tego samego, że tak to ujmę, uniwersum. Tytuł czwartej części to „Zdążyć przed burzą” i taki, choćbym nie wiadomo jak jeszcze przy tej książce dłubał, już pozostanie, więc go bez oporów podaję. Nie wiem, czy coś spoza tej serii napiszę. Pewnie tak. Mam nadzieję, że tak, ale… Nieprędko. Moi bohaterowie niedługo rozpoczną nowy etap w swoim życiu, więc nie mogę ich tak zostawić samych. Ja się już od nich po prostu uzależniłem. W czerwcu na Facebooku napisałem, że przystępuję do kolejnego tomu, bo strasznie jestem ciekawy co tam u mojej ekipy słychać nowego, a jak nie napiszę, to się nie dowiem. Miało być zabawnie, ale przede wszystkim było szczerze. Po każdej książce, kiedy już ustaną prace redakcyjne, powieść idzie do druku i w końcu wychodzi, jakiś czas odpoczywam, a potem dzieje się coś dziwnego. Zaczynam za tymi „Banasiami” tęsknić. Tak mi się porobiło! Kiedy tęsknota staje się dojmująca, rzucam wszystko i lecę do nich.
Czego brakuje ludziom w dzisiejszych czasach? Wrażliwości? Poczucia piękna? A może miłości do siebie samych? Czy jest coś, co chciałby Pan przekazać młodzieży na kartach powieści?
Nie jestem pewny, czy ludziom czegoś w dzisiejszych czasach brakuje. Sądzę, że pewne wartości pozostają niezmienne. Pewnie dlatego wciąż rozumiemy dramat antyczny, Szekspira, Bacha, sztukę od jej zarania. Owszem, pewne wartości przesuwają się w tę lub we w tę stronę, pewne sprawy schodzą na dalszy plan, inne stają się ważniejsze, ale główny trzon etyczny pozostaje niezmienny. I tak chyba było zawsze. Nie należę do tych, którzy lubią z dezaprobatą mruczeć: „ach ta dzisiejsza młodzież!”. Trawestując znane słowa, powiem: taka jest młodzież, jakie jej chowanie. Przesłanie mógłbym mieć więc do pokolenia rodziców moich czytelników, mediów, polityków… Znowu posłużę się przeróbką: na kogo narzekacie? Na samych siebie narzekacie! Ja chcę tylko ubarwić komuś życie ciekawymi historiami, dostarczyć zabawy, uśmiechu i, mam nadzieję, tu i ówdzie wzruszeń. Dodatkowo chcę zwrócić uwagę na pewien inny świat, który jest częścią tego, wydawałoby się, oczywistego. Na środowisko, które oprócz naszych, często przecież niemałych problemów, ma jeszcze dodatkowo swoje własne. I to jakie! Moi bohaterowie — a główni, co do jednego — są niepełnosprawni, ale poza tym niewiele się od nas różnią. Jeśli w ogóle. I to chcę czytelnikom pokazać. A wiem, jak jest, bo zgłębiam temat już mnóstwo lat 🙂. Będę szczęśliwy, jeśli po lekturze którejś z moich książek w czyjejś głowie zaświta myśl, że być może i wiele innych „inności” jest tylko pozornych. Wszyscy jesteśmy grupą i powinniśmy trzymać się razem.
Gdyby miał Pan podać jedną najważniejszą radę dla swoich czytelników, co by to było?
Oj, to trudne pytanie. Nigdy nie próbowałem wchodzić w buty mentora, bo jestem pewny, że źle bym się w nich czuł. Myślę, że najważniejszą radę podałem już na końcu poprzedniej wypowiedzi. Mogę zasugerować jeszcze coś: Nie załamywać rąk z byle powodu i nie odpuszczać w dobrych dążeniach. Życie niesie mnóstwo problemów, ale uwierzcie! Wielu ma bardziej pod górkę, a dają radę. Znam ich. Ujmę rzecz mottem mojej ostatniej, tej niewydanej jeszcze, książki: „Nie możemy zmienić kierunku wiatru, ale możemy inaczej postawić żagle”. Czy to nie dobra rada?
Wywiad pochodzi z oficjalnego profilu wydawnictwa Papierowy Motyl na facebook.com